sobota, 30 kwietnia 2011

alejkowy kres




stoi sobie towarzystwo.
wielkie to posągi chwały.
bije z nich dostojeństwo,
i siła razem z ich kamienną potęgą

co pomnik tam człowieczek
za mocnymi nogami cicho skryty.
w rekach mają kamienie,
i rzucają nawzajem - w posągi i w siebie

do tej śnieżkowej wojny
przyszedł obcy im człowieczek
odmawia ich zaproszeniom
aby za czymś się skrył, bo oni nie ręczą

lecz on idąc tą bitewną alejką
wciąż co raz czymś obrywa
ze głupi i tak nie przeżyje
i jak juz niech ulepi sobie własnego... boga

moze i tak- myśli sobie
moze i po to jest ta droga?
biedny ja człowiek, samotna dola
nie miec przy sobie zadnego schronienia

rozejrzał się wokół.
i nie ma nawet jamki
nie ma też kamienia
by głowę swoją połozyć i odpocząć

połozył się na wznak
ręce pod głowe
patrzy w gwiazdy
i cicho nucąc z usmiechem zasypia

rano znów wstaje
widzi rannego
drze ostanią koszulę
a gdy opatrzył idzie przez aleję dalej

lecz widzi jej już kres
tam tłum, krzyk i mowa
nie chciałeś z nami to giń
dla takich jak ty mamy oto prosty posąg

tak, piękny jest-mówi
nie mozna za nim się skryć
choć najmniejszy pośród
to najsilnieszy ze wszystkich tutejszych.

taaak? -słyszy
chyba trzeba być idiotą
jak ci się tak podoba.
to prawda - mówi - najpięknieszy to on nie jest.

jednak najprawdziwszy ze wszystkich
to przez niego za innymi się chowacie.
a dodatkowo najlepiej jak śledzie,
w tłumie, mysląc głupio ze was tam... nie dopadnie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz